Grog in the fog

​Nietrudno chyba zauważyć, że region Azji południowo wschodniej wyjątkowo przypadł nam do gustu. W tym roku postanowiliśmy zebrać do książeczki PTTK pieczątki z Malezji, Birmy zwanej Mjanma oraz Tajlandii, największy nacisk kładąc na środkowa część programu. (Tak, tak, kombinowalismy z innymi kierunkami, ale wyszło jak zawsze :))

W mocno okrojonym składzie, wypełnieni po brzegi glutami jesiennego kataru, po blisko 28h podróży dotarliśmy w końcu na Langkawi, największą i dosyć popularna wśród   turystów malezyjska wyspę. Plan na miejscu nie należał do skomplikowanych – po wyczerpującym okresie w pracy kilkudniowa regeneracja pod palmami, ładowanie akumulatorów przy użyciu malay chineese i hindu foodu i leniwa eksploracja wyspy. Niby prosty, ale realizację znacznie trochę utrudniło to COŚ, co wykluło się z kataru, zaatakowalo gardło (i wysłało do malezyjskiego znachora), znacznie ograniczając możliwości (no alcohol, no spicy food, no chocolate, just vanilla ice cream). Z drugiej strony, kuracja antybiotykowa połączona z leżeniem plackiem na plaży to nieznana przez nas do tej pory forma rekonwalescencji.

Langkawi jest mocno zurbanizowane i rozwiniete, a samo Pantai Cenang – główna lokacja skupiajaca turystów, wygląda jak spory plac budowy. Klimat jednak typowo wyspiarski. Praca w rękach się nie pali, zbyt wcześnie nie wypada zaczynać, koło południa w upale cieżko się pracuje a popołudnie i wieczór chyba lepiej przeznaczyć na jedzenie. Podobnie w knajpach – 3h przerwy obiadowe, w wypożyczalniach skuterów – przed 10 cieżko cokolwiek załatwic czy w bankach – przerwy z powodu ‚bo taak’. I tylko GeckoMarket, mieszczący na powierzchni średniej wielkości sklepu osiedlowgo chyba WSZYSTKO zasuwa 24h na pełnych obrotach. Jednocześnie, ani przez chwilę nie mamy tego dobrze znanego azjatyckiego odczucia  że ktos próbuje nas ustrzelić na jakies drobne. Jest jednak inna wybitna cecha łącząca wszystkie miejsca w tym regionie swiata – wszędobylska prowizorka i ‚jakośtobędzizm’ którego apogeum mielismy okazje doświadczyć jednego dnia  osobiście podczas porannej toalety, bedąc nieustannie rażeni prądem przez armaturę lazienkową, bo gdzieś ktoś chyba nie do końca dobrze zaizolowal kable przy boilerze. Może zostawił to sobie na jutro?

Plany eksploracji wyspy nie były przesadnie ambitne i skupiły się głównie na pieszym i zmotoryzowanym przesmradzaniu się po okolicy. Dodatkowo, pogoda która uraczyła nas deszczem w znacznie większej ilości niż w trakcie pory monsunowej, nie pomagała uruchamiać pokładów szwędalskiej kreatywności. Z miejsc wartych wspomnienia zaliczyliśmy wyjazd motorkiem na największa górę na wyspie (ponad 900m) z wieżą widokową, z której nie bylo prawie nic widać z powodu mgły oraz wyjazd na Skybridge – główną atrakcję wyspy, wielki most rozciągnięty między dwoma szczytami na wysokości 700m nad dżunglą, z pięknymi widokami, których prawie nie było widać z powodu.. mgły.

Sam most, a właściwie cały kompleks wymaga paru słów komentarza. To fabryka. Wielka fabryka, mieląca dziennie pewnie tysiące turystów, przeciągająca ich przez dziesiątki SKYatrakcji w postaci kin sferycznych, kin 6d (cokolwiek to znaczy), tramwajów, sklepów, skybufetow, skyloungeów, skybarów itd. I tylko toilet z niewiadomych przyczyn nie byl sky. Może dlatego, że producentem Skykolejki wywożacej ludzi na Skybrdge jest austriacki Doppemayer, broniący unikatowości skytoileta z Planai :)


ładowanie mapy - proszę czekać...

Langkawi 6.293629, 99.725819