Little England
Powodów, dla których Nuwara Eliya nazywana jest Małą Anglią jest niewątpliwie kilka. I nie chodzi raczej o kiepskie śniadania czy mnogość piwnych barów (piwna ekspedycja naliczyła trzy).
Po pierwsze – wilgotność, deszcze i temperatura. Część wioski (w tym nasz guesthouse) położona jest na wzniesieniach, przez które cały czas przetaczają się chmury. Zapewnia to stałe dostawy mgły, mżawki i niesamowitej wilgoci w pokojach. Wszytko oczywiście w temperaturach oscylujących w okolicach 18-20 stopni. Zdecydowanie nie tego się spodziewaliśmy sprawdzając położenie Sri Lanki względem równika.
Po drugie – architektura. Nie mówimy oczywiście o perspektywicznym planowaniu przestrzennym, ktore tutaj podobnie jak w innych częściach azji po prostu nie istnieje. Jednak w tym całym burdelu, wśród domków przypadkowo porozrzucanych wśród pól i plantacji herbaty, trafić można piękne, stare kolonialne domy przerobione na drogie hotele i guesthousy. Naszemu przybytkowi udało się jednak skutecznie uniknąć kolonialnych wpływów, zachowując typowo azjatycki brak uroku, z estetyką balansującą gdzieś pomiędzy ładnie wykafelkowanym szaletem miejskim a niewielkim sklepem społem w jakiejś zapomnianej części naszego kraju. Zresztą, to tylko miejsce do spania a wilgotne powietrze w nocy ma podobno swoje zalety.
Po trzecie – w środku miasteczka znajdują się obiekty, które nie są typowe dla tutejszej infrastruktury. Wielki tor wyścigowy dla koni, świetnie utrzymany wspomniany już wcześniej Victoria Garden, porządnie zagospodarowane nadbrzeże jeziora czy pola golfowe tworzą specyficzny tutejszy klimat. Wszystko oczywiście przeplatane rezydencjami z blachy falistej, gówna i patyków.
Nuwara pełni też rolę punktu wypadowego do parku Horton’s Plains, którego główną atrakcją obok 3godzinnego trekkingu po pełnej dzikiej przyrody scenerii jest niesamowity Koniec świata – punkt widokowy położony nad 900m przepaścią. Jeżeli chodzi o pogodę, widać ze teren położony jest w niedalekim sąsiedztwie Nuwary. Pogoda potrafi zmieniać sie tu w 15min cyklach, od pełnego słońca do totalnego zachmurzenia z mgłą i deszczem włącznie. Mieliśmy sporo wątpliwości czy w ogóle wyruszać w tym kierunku, zwłaszcza że największe szanse na dobrą pogodę zapewnia bardzo wczesny wyjazd (ok. 5 rano). Po niewielkich problemach ze zorganizowaniem skutera ruszyliśmy tam dopiero ok. godz. 10, trafiając na koniec świata ok. 13. Było warto. Idealne okno pogodowe otworzyło przed nami obłędny widok, sięgający aż po park narodowy Udawadale. Idealny chillout na krawędzi mącony jest właściwie tylko świadomością jej istnienia jakieś pół metra od naszych butów. Standard azjatycki – brak zabezpieczeń. Ogólnie – park Horton’s Plains jak i sama droga do niego – szczerze polecamy :)
Next stop – Ella.
ładowanie mapy - proszę czekać...